MT BURNS TARNS TRACK – w głębi Fiordlandu

Mt Burns Tarns Track to bardzo krótki oraz w miarę łatwy szlak nad urokliwe górskie stawy z widokami na położone poniżej jeziora i trawiaste polany w mało uczęszczanej przez turystów części Fiordlandu, która ma jednak dużo do zaoferowania – więcej informacji o wielu szlakach tej okolicy znajdziecie na stronie Department of Conservation.
PODSTAWOWE INFORMACJE O SZLAKU
🕒 Mt Burns Tarns Track to jedyny ok. 1 km szlaku i 45 minut wędrówki w tę i z powrotem.
💪 Szlak jest stosunkowo łatwy, jednak należy wziąć pod uwagę fakt, iż w przypadku opadów deszczu jest bardzo śliski i błotnisty.
🚗 Do szlaku prowadzi droga szutrowa, która nie jest odpowiednia dla dużych samochodów, w tym kamperów.
🥾 Osobom ciekawskim i obeznanym w górach proponuję kontynuację wędrówki poza szlakiem (jest to legalne) po trawiastych zboczach na trzy najbliższe bezimienne szczyty (zwane dalej, podług ich wysokości, szczytami 1476, 1465 i 1528), z których zobaczyć można m.in. jezioro Green Lake. Odradzam wycieczki w śliskich deszczowych warunkach (opis trasy poniżej w Relacji z przejścia).
MAPY
🚶🏿 Ślad szlaku w aplikacji AllTrails.
📌 Poniżej lokalizacja szlaku na Mapach Google.
.
📖 RELACJA Z PRZEJŚCIA (rozwiń)
Borland Road – Mt Burns Tarns
Na Mt Burns Tarns Track trafiam całkowicie przypadkowo i nieplanowanie. Wzdłuż Borland Rd. jadę, aby mimo kontuzji kolana, przejść dosyć wyczerpujący Eldrig Peak Route. Niestety tracę dużo czasu na szukanie miejsca, w którym się on zaczyna. W końcu dojeżdżam do Borland Saddle i widząc tablicę prowadzącą na Mt Burns Tarns Track, postanawiam zmienić plany. Tak też wyruszam na ten szlak, z zamiarem powrotu w przeciągu godziny, która wystarcza na przejście wyznaczonej ścieżki w tę i z powrotem. Z parkingu wchodzę do lasu sprawiającego wrażenie zaczarowanego, wypełnionego magicznie powyginanymi drzewami, które dla zwiększenia tajemniczej atmosfery, pokryte są zielonymi porostami i mchem. Po łatwej wąskiej ścieżce idę powoli w górę. Szybko dostrzegam częściowo przysłonięte przez roślinność zarysy pokrytych mgłą dalekich szczytów górskich.
W przeciągu ok. 10 minut docieram na zbocze zarośnięty już tylko wysoką wielokolorową trawą. Tu ukazuje mi się zachwycający krajobraz. W dole widzę pofalowany teren pokryty lasami, kontrastujące z nim polany porośnięte jasnymi trawami oraz sąsiednie jeziorka. Szlak też nie daje mi się nudzić, bo staje się miejscami bardzo błotnisty i przez to całkiem śliski.
Na końcu ścieżki, kiedy pochyłości zbocza są już za mną, dostrzegam pierwsze z kilku znajdujących się tu stawów górskich. Deszczowe warunki pogodowe sprawiają, że panuje klimat tajemniczości. Chodzę od jednego stawu do drugiego i fotografuję je z każdej strony. Jestem nimi zafascynowany.
Do widoku na Green Lake
Tak mi się tu podoba, że mimo końca ścieżki, postanawiam podejść na najbliższy widoczny szczyt (szczyt 1476). Droga do niego wiedzie przez gęstą, śliską i zdradliwą trawę. Podejście jest męczące, ale kiedy dochodzę na górę, nagrodzony zostaję pierwszorzędną panoramą. Stąd widać jezioro Green Lake i nawet schronisko DOC zbudowane nad jej brzegami, do którego można byłoby próbować dojść poniższymi zboczami. Jednak ja się na to dzisiaj nie piszę, zdecydowanie za daleko.
Decyduję się natomiast przejść na położoną nieco dalej skalistą grań przyciągającą swoim ostrym charakterem. Na zboczach grzbietu dzielącego szczyty 1476 i 1456 występują miejscami jeszcze całkiem spore płaty śniegu, szczęśliwie nie ma ich na mojej drodze. Dalej przychodzi czas na zejście na grań prowadzącą do szczytu 1528. Zejście to okazuje się całkiem niebezpieczne ze względu na pokrywającą zbocze, roztapiającą się śnieżną breję.
Zaczyna prószyć śnieg, mam pierwsze myśli dotyczące tego, czy nie warto byłoby zawrócić. Postanawiam jednak kontynuować, do celu już niedaleko. Kolejne wątpliwości zaczynam mieć, kiedy dochodzę do samotnej turni, którą muszę obchodzić stromym zboczem, również bardzo śliskim. Jakoś jednak przechodzę przez te trudności i poszarpanym przez skały i kamienie odcinkiem docieram na szczyt 1528.
Wpatruję się w napawającą strachem dolinę dzielącą mnie od Eldrig Peak, do której schodzą strome ściany gór spadające do poniższego jeziora. Dużo czasu tu nie spędzam, szybko zawracam, ponieważ niepokoję się, że padający śnieg może rozszaleć się na dobre.
Śliski powrót
Powrót przez skały znowu przyspiesza rytm mojego serca. Przygody na tym jednak się nie kończą. Kiedy z pierwszego zdobytego szczytu zaczynam schodzić w dół, co chwila poślizguję się na długich trawach. Nie ma mowy o znalezieniu gołego kawałka ziemi, gdzie mógłbym pewnie postawić nogę. W końcu przyjmuję taktykę ześlizgu kontrolowanego, asekurując się kijkami trekkingowymi albo chwytając traw.