MT WATSON ROUTE – Rozpocznij Paparoa Track inaczej

Najbardziej deszczowa część Nowej Zelandii, West Coast, od niedawna może poszczycić się nowym szlakiem z serii Great Walk – Paparoa Track. Jeśli natomiast lubicie przedzierać się przez wymagające, częściowo zarośnięte szlaki, może zainteresować was utrudnienie sobie tego szlaku i rozpoczęcie Paparoa Track Great Walk w alternatywny sposób – podążając do Ces Clark Hut wzdłuż Mt Watson Route.
Spis Treści:
1) Główne informacje o Mt Watson Route.
2) Nocleg w schronisku Ces Clark Hut.
3) Mapy.
4) Gdzie szukać więcej informacji.
GŁÓWNE INFORMACJE
Czas przejścia | Dzień 1: 6-7 godzin ze Smoke-ho Car Park wzdłuż Mt Watson Route do Ces Clark Hut (stąd można kontynuować marsz po Paparoa Track). Dzień 2: 3-4 godziny z Ces Clark Hut wzdłuż Croesus Track do Smoke-ho Car Park. |
Dystans | 24 km. |
Różnica wysokości | Ok. 800 m między najniższym i najwyższym punktem szlaku. |
Utrzymanie szlaku | Smoke-ho Car Park – Mt Watson: Ścieżka bywa bardzo wąska, zarośnięta, nieraz można się trochę pogubić. Mt Watson – Croesus Knob: ścieżki nie ma, sami przecieramy sobie drogę wyznaczoną pomarańczowymi prętami. Croesus Knob – Ces Clark Hut: dobrze utrzymany szlak. |
Trudność | Trudny. |
👇👇👇
NOCLEG W SCHRONISKU CES CLARK HUT
Warunki | 16 miejsc na łóżkach piętrowych, materace na miejscu, należy przynieść swój śpiwór. Schronisko wyposażone w kominek i kuchenki gazowe. |
Koszt i rezerwacja | 45-68 NZD/osoba/noc, wymagana rezerwacja na stronie schroniska. |
Dostęp do wody | Dostęp do wody deszczowej wewnątrz schroniska. |
Toaleta | Przy schronisku. |
Dodatkowe informacje | W sezonie letnim/wczesno-jesiennym duże zainteresowanie noclegiem wśród osób przemierzających Paparoa Track Great Walk. W okolicach schroniska spotkać można nocą kiwi. |
MAPY
🗺 Mapa topograficzna online (możliwość wydrukowania).
📍 Poniżej lokalizacja miejsca skąd zaczyna się szlak.
GDZIE SZUKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI
📞 Szczegółowych informacji o tym szlaku zasięgniecie kontaktując się z Paparoa National Park Visitor Centre
🌐 Oficjalna strona Ces Clark Hut.
🌐 Oficjalna strona Paparoa Track.
.
RELACJA Z PRZEJŚCIA (rozwiń)
W drogę
Z sennego miasteczka Blackball do początku Croesus/Paparoa Track dojeżdżam po szutrowej drodze. Jest ona utrzymana w na tyle dobrym stanie, że mój samochód nie ma z nią najmniejszych problemów. Na parkingu stoi już kilka zaparkowanych samochodów, co zapowiada towarzystwo na szlaku.
Moim pierwotnym planem jest dojście wzdłuż leśnej części Croesus/Paparoa Track do górskich jej partii, gdzie mieści się chata Ces Clark Hut. Tam też mam zamiar nocować. Według tablicy informacyjnej zająć ma mi to cztery do pięciu godzin. Po dojściu do chaty i zostawieniu w niej plecaka powinno wystarczyć mi czasu na trzygodzinny spacer w jej okolicach. Zakładam więc niezwykle popularne w wśród Nowozelandczyków stuptuty. Mają one za zadanie uniemożliwić kamykom i ewentualnemu śniegu dostać się do moich butów. O godzinie dziesiątej zaczynam marsz.
Zmiana planów
Szybko, bo po nie więcej niż dwóch minutach rozgrzewkowego marszu, plan ulega zmianie. Zauważam obok głównego szlaku ścieżkę wraz z informacją o możliwości dojścia do chaty dłuższą drogą. Wygląda interesująco, ponieważ oferuje przejście po grani Paparoa Range i relatywnie krótki odcinek wśród drzew. Taka alternatywa do łatwej trasy znajdującej się prawie w całości w lesie podoba mi się. Bez wahania skręcam na wąską ścieżkę, nabierającą wysokość od samego początku.
W kierunku Mt. Watson
Mt Watson Route nie jest turystyczną autostradą pokrytą tłuczonym kamieniem, dlatego błoto towarzyszy mi od samego początku, tym bardziej że przez kilka ostatnich dni lał deszcz. W związku z tym jest ślisko i łatwo o wywrotkę. Zwalone drzewa i mnóstwo wystających korzeni dodatkowo urozmaicają mój dzień. Co więcej, ścieżka porośnięta jest z obydwu stron gęstą roślinnością, z której moje spodnie chętnie zbierają wodę. Szczęśliwie nie założyłem obcisłych spodni i dzięki temu nie czuję ich mokrego materiału. Strząsana przeze mnie z drzewek woda moczy natomiast głowę i ramiona. Intensywność podejścia sprawia jednak, że nawet mokre częściowo ubranie nie nadąża z chłodzeniem szybko pocącego się ciała.
Kierunek, w którym należy się poruszać, wskazują mi pomarańczowe strzałki na drzewach wzdłuż ścieżki. Spotykam jednak również wiele niebieskich znaczników, którymi oznaczone są nadzwyczaj liczne miejsca, gdzie umieszczono pułapki na gronostaje, łasice i szczury. Zwierzęta te są śmiertelnym zagrożeniem dla nikłej już populacji kiwi oraz innych lokalnych ptaków. Wewnątrz drewnianych skrzynek-pułapek wypatrzyłem jaja, mające wabić drapieżniki.
W pewnym momencie słyszę serię przeraźliwych krzyków. Początkowo myślę, iż jest to wołająca o pomoc kobieta. Po chwili uznaję jednak, że są to tylko odgłosy kozy, przypominając sobie wyczuwalne na szlaku dziwne kozie zapachy. Ponadto, stada dzikich kóz widziałem już w tych okolicach więcej niż raz.
Tylko nie deszcz!
Kiedy przychodzi czas na wyjście na górne partie Paparoa Range, okazuje się, że z niezapowiedzianą wizytą przyszedł deszcz. Jest na tyle silny, iż postanawiam, że jeżeli nie przejdzie w ciągu 30 minut, zawrócę do samochodu. Nie chcę przez następne cztery godziny chodzić w deszczu bez osłony drzew w temperaturze 2 stopni Celsjusza. Na szczęście deszcz ustaje i widać lekko rozrzedzające się chmury. Idę więc na szczyt Mt Watson, aby stamtąd poczynić dalsze obserwacje pogodowe. Po dotarciu do wierzchołka (1102 m n.p.m.) o godzinie 12:30, oceniam, że otaczające mnie zachmurzenie nie powinno sprawiać więcej problemów. Moje obserwacje okazują się prawidłowe, ponieważ do końca dnia deszcz pada tylko przelotnie i to w nikłych ilościach. Rozglądając się ze szczytu, poza chmurami trudno nie zauważyć też znajdującej się w dolinie i na przeciwległym zboczu kopalni.
Wzdłuż Paparoa Range
Dzięki wysokim trawom porastającym grzbiet górski Paparoa Range spodnie mam już mokre w 90%. Ponadto, w kilku miejscach wspomagam się mokrą roślinnością przy wchodzeniu na jeden z wielu wierzchołków. W efekcie marzną mi ręce, ale jest to tylko chwilowa niedogodność.
Od wyjścia z lasu jako taka ścieżka nie istnieje. Tak więc wyznaczam sobie drogę sam, idąc od jednego pomarańczowego pręta do drugiego. W końcu mam widoki, ograniczone co prawda znacznie przez chmury, ale mi wystarczają. Chmury przychodzą i odchodzą. Poza chwilowym okienkiem z widokiem na rzekę Grey River i Point Elizabeth widzę jedynie pasmo gór Paparoa Range.
Croesus Knob
Pod wierzchołek Croesus Knob, zwiastujący zbliżające się miejsce noclegu, doszedłem w okolicach godziny 14:30. Odtąd idę po uformowanej skalnej ścieżce, choć pełnej śniegowej ciapy i dużych ilości wody. Po drodze spoglądam w górę masywu, gdzie zauważam porzuconą przez górników konstrukcję, podobna znajduje się też na poniższym zboczu. Z tego, co udało mi się ustalić, są to najprawdopodobniej pozostałości po kolejce linowej służącej do transportu kruszywa.
Ścieżka zakręca i prowadzi na drugą stronę masywu (wchodzę na krótki szlak o nazwie Croesus Knob), po czym wiedzie w dół, gdzie krzyżuje się z Croesus Track. Według tablicy informacyjnej zostaje mi do schroniska jedyne 30 minut przechadzki. Przechadzki, ponieważ odtąd szlak jest już pierwszej jakości, bezustanne spoglądanie pod nogi nie jest więcej wymagane.
Przed dojściem do chaty spotykam się jeszcze z fotogenicznym, acz nieco niepokojącym widokiem pola pełnego martwych drzew. Poniżej Ces Clark Hut wchodzę również na chwilę do Croesus Top Hut. Podczas depresji lat 30′ ubiegłego wieku mieszkali w nim zatrudnieni przez rząd górnicy.
Czas się wysuszyć
Kiedy wchodzę do Ces Clark Hut około godziny 16:00, zastaję w niej dwóch fotografów z Christchurch. Oczekują oni na bezchmurne niebo podczas wschodu słońca dnia następnego. Tak małym towarzystwem jestem usatysfakcjonowany. Jednak nie na długo, ponieważ po godzinie nawiedza nas grupa 13 członków wycieczki z University of Florida. W Nowej Zelandii uczą się na temat ochrony zagrożonych gatunków zwierząt. Podczas tego trekkingu skupiają się na kiwi, których w okolicy jest podobno osiem. Dowiaduję się, że utrzymanie takiego nielota przy życiu to koszt oscylujący w okolicach 10 tys. dolarów. Przed pójściem spać, wyglądam jeszcze na zewnątrz i oglądam gwiazdy na oczyszczonym z chmur niebie oraz ledwo widoczne światła Blackball.
Ciepły śpiwór, merinoskie kalesony i grube dresy okazują się przegięciem. Przez pół nocy pocę się, będąc zbyt leniwy, aby zdjąć z siebie którąś z warstw. Dodatkowo budzi mnie ciągłe chrapanie, dokładanie drewna do kominka i wiercenie się reszty ekipy na niewygodnych materacach. Mimo wszystko wstaję wyspany przed wschodem słońca i urządzam własny koncert w trakcie pakowania się i przygotowywania śniadania. Wychodząc, żegnam połowę rozbudzonego towarzystwa.
Powrót do samochodu
Na zewnątrz, jeszcze w półmroku, wita mnie lekki opad mokrego śniegu, który później przeradza się w deszcz. Przez piętnaście minut schodzę po odkrytym zboczu, aby dotrzeć z powrotem do lasu. W tym momencie jestem pewny, że decyzja o wejściu pod górę wzdłuż Mt Watson Route była prawidłowa. Zaoszczędziła mi ona dużego rozczarowania, jakie czekałoby mnie, gdybym poruszał się jedynie po Croesus Track. Droga w dół okazuje się bardzo łatwa. Nie dość, że w dużej części prowadzi szeroką na dwa metry ścieżką, to na dodatek łagodnie opadała w dół. Z uwagi na moje nieraz kapryśne podczas zejść kolana, jest to jednak plus takiego zejścia. Co prawda, idąc w dół, można zboczyć kilka razy ze szlaku, aby obejrzeć pozostałości dawnej kopalni, jednak ja pominąłem te atrakcje, spiesząc się na popołudniową zmianę w pracy. I tak dojście z chaty do parkingu zajmuje mi niecałe trzy godziny.